Background Image
Previous Page  16 / 20 Next Page
Information
Show Menu
Previous Page 16 / 20 Next Page
Page Background

16

SADOWNICTWO

Warto przed wyciąganiem pochop-

nych wniosków zwrócić uwagę na

kilka faktów.

W ciągu kilkunastu minionych lat

produkcja jabłek w Polsce wzrosła z

poziomu poniżej 1,5 mln ton rocznie

do, powiedzmy, 4,5 mln w tym roku.

Oznacza to, że jabłek wytwarzamy 3

razy więcej niż jeszcze dwadzieścia

lat temu. Co ciekawe powierzchnia

sadów, aż tyle razy nie wzrosła, bo w

2000 roku było około 170 tys. hek-

tarów sadów jabłoniowych, podczas

gdy obecnie to niecałe 200 tys. hekta-

rów. Widzimy co prawda nowe plan-

tacje w regionach, gdzie ich wcześniej

nie było, ale są też miejsca, gdzie tro-

chę drzew zniknęło. Jednak wzrost

powierzchni nie jest trzykrotny, jak

jest w przypadku zbiorów. Oznacza

to, że głównym czynnikiem zwiększa-

jącym produkcję jest intensyfikacja

produkcji i plonów z hektara.

Mitem jest też stwierdzenie, że wzrost

nasadzeń to tylko i wyłącznie efekt

środków pomocowych z Unii Euro-

pejskiej. Otóż dane agencyjne po-

kazują, że wsparcie spowodowało

rzeczywiście zmianę technologii na

wydajniejszą, ale jednocześnie spo-

wodowało znaczącą poprawę struk-

tury odmianowej, lepiej dostosowa-

nej do rynku. Największy przyrost

powierzchni sadów i ich wydajności

spowodowała ogromna produkcja re-

latywnie taniego, często nigdzie nie-

ewidencjonowanego materiału szkół-

karskiego, dostępnego na niemal

każdym targowisku w rejonach upraw

owoców. Wpływ ma też struktura go-

spodarstw rodzinnych, niewielkich,

dla których rozpoczęcie produkcji sa-

downiczej w miejsce typowo roślin-

nej było najkorzystniejszą finansowo i

organizacyjnie alternatywą. Mnogość

punktów skupu i firm handlowych też

temu sprzyjała. Tak więc pomoc unij-

na miała raczej niewielkie znaczenie

dla wzrostu nasadzeń i raczej duże dla

wzrostu produkcji, ale też jej jakości.

Przemysł przetwórczy nadal przera-

bia około 50% wytwarzanych owo-

ców. I tu akurat przez minione dwa-

dzieścia lat niewiele się zmieniło.

Zmienna jest tylko jakość jabłek kie-

rowanych do przerobu, bo często tra-

fiają tam owoce, które kiedyś trafiały

na rynek deserowy, np. jabłka nie-

co gorzej wybarwione i o mniejszej

średnicy. Zasadnicza część trafia na

produkcję koncentratu, sporo mniej,

mimo już dużego znaczenia rynko-

wego, kierowane jest na soki NFC

(suchy przemysł) trochę na musy, pa-

sty, mrożonki, wino owocowe, cydr,

chipsy. Dominuje przeznaczenie

na soki i całkiem nietrafne są próby

„zwalenia” winy na niskie spożycie

cydru, czy nieprodukowanie calvado-

su. To mimo ich medialnej obecności

produkty niszowe w skali światowej.

Kiedy blisko dwadzieścia lat temu w

warunkach sporego wówczas kryzysu

powstawał Związek Sadowników RP,

mówiliśmy, że jedną z przyczyn kło-

potów jest prywatyzacja zakładów,

które trafiły w ręce obcego kapitału.

To właśnie był jeden z głównych po-

wodów utworzenia naszej organizacji

- sprzeciw wobec prywatyzacji naj-

większych zakładów przetwórczych

w Polsce. Ośrodki decyzyjne przenio-

sły się za granicę, a nowi właściciele

nie byli zainteresowani jakąkolwiek

współpracą z plantatorami. Nie chcę

odgrzewać wątków politycznych, bo

błędy w tym zakresie popełnili wszy-

scy, od lewicy po prawicę. Każdy z

rządów niepotrzebnie sprzedawał.

Warto jednak uzmysłowić sobie, że

większość obecnych firm zajmują-

cych się przerobem owoców to zu-

pełnie nowe zakłady. Tych z czasów

poprzedniej epoki niewiele już dziś

zostało. Zwiększyła się wyraźnie

zdolność przerobowa przetwórni zlo-

kalizowanych w Polsce. Przykładowo

zaraz po 2000 roku przerabiały one

około 1,3-1,5 mln ton jabłek rocznie,

podczas, gdy w sezonie 2016/17 było

to 2,2 mln ton, a mogą jeszcze więcej.

W momencie prywatyzacji ich zdol-

ności nie przekraczały 1 mln ton w

sezonie. Tak więc rozwój przemysłu

przetwórczego odbywał się równole-

gle ze wzrostem produkcji owoców.

Nie jest wcale najgorszym efektem.

Niestety dużo gorszym zjawiskiem

była ich koncentracja właścicielska i

usługowa. Koncentracja właścicielska

oznacza, że jest kilka bardzo silnych

firm o zasięgu światowym, które dys-

ponują największymi możliwościami

przerobu, a usługowa, że pozostałe

firmy świadczą usługę na ich rzecz.

Tak więc, mimo że zakładów w Pol-

sce jest około 50, to tak naprawdę wa-

runki dyktują 2-3 koncerny. W takich

warunkach osiągnięcie porozumienia

mającego charakter niedozwolonej

zmowy jest bardzo proste. Doświad-

czamy tego corocznie. Tylko narzu-

cone odgórnie wieloletnie umowy

kontraktacyjne mogą to zmienić. I

dlatego napotykają na tak wielki opór

środowiska przetwórczego.

Jedną z przyczyn obecnych kłopotów,

choć nie największą, jest malejące

spożycie wewnętrzne. Polacy, po-

dobnie jak i inni Europejczycy jedzą

coraz mniej jabłek. Jeszcze kilkana-

ście lat temu na rynku wewnętrznym

sprzedawało się nawet 800 tys. ton ja-

błek rocznie. Obecnie jest to już tylko

około 600 tys. ton. Dzieję się tak po-

mimo wielu programów i akcji pro-

mocyjnych, w tym unijnego „Owoce

w szkole”. Jednak nawet ten spadek

o 200 tys. ton nie jest najważniejszy.

Przypomnę, że w tym czasie zwięk-

szyliśmy produkcję o 3 mln. ton.

Gdyby, więc Polacy jedli nawet kilka

razy więcej jabłek niż obecnie, to i tak

nie zjedliby całej nadwyżki.

Analiza pokazuje więc wyraźnie, że

dla polskich sadowników alternaty-

wą był i jest eksport. I znów spójrz-

my na liczby. Sezon 2000/2001, a

więc osiemnaście lat temu cechował

eksport na poziomie około 300 tys.

ton, podczas, gdy w rekordowym

2012/13 wyniósł 1,25 mln ton. To był

czterokrotny wzrost. Spośród wszyst-

kich kanałów dystrybucji największy

wzrost zanotował właśnie eksport

jabłek deserowych. To, że znakomita

większość trafiała do Rosji, najwięk-

szego na świecie importera jabłek,

była świetnie odrobioną lekcją przez

całe nasze środowisko. Przez te kil-

kanaście lat wyparliśmy skutecznie

innych dostawców. Dlatego politycz-

ne embargo z roku 2014 tak mocno

w nas uderzyło. Pozbawiło możliwo-

ści bezpośredniej sprzedaży, przez

co nasza konkurencyjność spadła i

spowodowało ogromny impuls dla

rozwoju produkcji owoców w krajach

nim nieobjętych i w samej Rosji. Nie-

którzy uważają, że popełniliśmy błąd

uzależniając się od tego chimerycz-

nego, jak się później okazało, ryn-

ku, nie szukając alternatywy. Pragnę

tylko przypomnieć, że widząc ciągle

rosnącą produkcji o otwarciu rynku

chińskiego, czy indyjskiego Zwią-

zek Sadowników mówił już na dłu-

go przed 2014 rokiem. Wielu, którzy

dziś stawiają zarzut uzależnienia od

Rosji, słysząc wówczas o eksporcie

do Azji i Afryki, pukało się w czoło.

Warto sobie uzmysłowić, że wmiesią-

cach największego eksportu z samego

grójeckiego potrafiło dziennie wyjeż-

dżać nawet 300 TIR-ów z jabłkami na

Wschód. Jak taką ilość wywieźć do

Chin? To nierealne.

Moim zdanie brak eksportu do Fe-

deracji Rosyjskiej to obok sytuacji w

przetwórstwie największa przyczyna

naszych obecnych kłopotów.

Ktoś mógłby powiedzieć, że pierw-

szym kryzysowym sezonem był ten z

2014, kiedy zaskoczyło nas embargo.

To prawda. Jednak wówczas sytuacja

było nieco inna.

Po pierwsze: zbiory były niższe niż te-

goroczne, kiedy to mamy do czynie-

nia z rekordowymi plonami, wskutek

ubiegłorocznego poprzymrozkowego

„odpoczynku” drzew i wyjątkowo ko-

rzystnej pogody.

Po drugie: na przełomie roku wszedł

w życie mechanizm wycofywania

jabłek poprzez banki żywności dla

ludności ubogiej, który miał ogrom-

nie pozytywny wpływ na wzrost cen.

Warto wiedzieć, że udało się wtedy

– pomimo powszechnej krytyki – do-

datkowo zagospodarować na rynku

ponad 200 tys. ton w sezonie 2014/15

i blisko 270 tys. ton rok później. Dziś

tęsknimy za tymmechanizmem i jego

warunkami.

Po trzecie: nie wiedzieć czemu prze-

twórnie postanowiły nie kupować

jabłek w ilościach, które są w stanie

przerobić i sprzedać w postaci soków.

To, wbrew logice i warunkom ze-

wnętrznym (niskie zbiory w Chinach,

największym na świecie producencie

koncentratu), działanie skierowane

przeciwko nie tylko polskim sadow-

nikom. Podobnie niskie ceny są w

innych krajach. Nie ma to moim zda-

niem żadnego logicznego i etycznego

wytłumaczenia.

Po czwarte: pomoc rządowa jest ra-

czej propagandowa niż realna. Choć

niektóre media publiczne trąbią o

tysiącach ton kupionych w ramach

interwencji, to na dzień dzisiejszy

nie znam sadownika, który w ramach

akcji sprzedał choćby kilogram. Oby

się to wkrótce zmieniło. Nie ma też,

jak w 2014 roku nawet niewielkich

rekompensat za straty rynkowe i zna-

czących pieniędzy z tytułu suszy.

Po piąte- zbiory w krajach sąsiedz-

kich i u naszych największych do-

tychczasowych odbiorców są również

wysokie. Praktycznie nie ma więc

eksportu i jedyna sprzedaż, jaka się

odbywa to na rynek wewnętrznych, a

ten, jak wskazują poprzednie rozwa-

żania nie jest w stanie wchłonąć takiej

ilości jabłek.

Po szóste: sytuacja sadowników jest

fatalna i gorsza niż w feralnym 2014

roku. Po sezonie przymrozkowym

niewielu ma jakiekolwiek zapasy pie-

niędzy, a koszty wzrosły niesamowi-

cie. Zwłaszcza siły roboczej. Do sa-

downików dzwonią komornicy z firm

sprzedających środki ochrony roslin,

banki żądają spłat rat kredytów itp.

Potęguje to frustracje, panikę. Sadow-

nicy, żeby uzyskać jakikolwiek przy-

pływ gotówki wbrew swojej godności

oddają „przemysł” poniżej 10 groszy i

„deser” poniżej 50 groszy.

Spodziewając się takiego przebie-

gu sezonu, żeby temu wszystkiemu

przeciwdziałać, od wiosny postulo-

waliśmy o pilne negocjacje z Komisją

Europejską w sprawie kontynuacji

mechanizmu wycofywanie, a latem

w czasie protestów zgłosiliśmy po-

stulat skierowania 500 tys. ton ja-

błek na cele energetyczne. I wbrew

niektórym, krytycznie odnoszącym

się do tego pomysłu, mówiąc, że

walczymy tylko o u boczny produkt

„przemysł”, chcieliśmy obronić też

„deser”. Tak bowiem niestety w Pol-

sce jest, że owoce do przerobu mają

ogromny i nawet decydujący wpływ

na cenę jabłek deserowych. Widać to

w każdej analizie za okres minionych

kilkunastu lat i mimo, że tak być nie

powinno, tak jest. Póki mamy w prze-

znaczeniu proporcję około 50:50 tego

nie zmienimy.

Na dzień dzisiejszy więc tylko „zdję-

cie” z rynku kilkuset tysięcy ton może

poprawić nasz stan. Bez tego działa-

nia zgnije kolejny milion ton jabłek, a

pieniędzy w kieszeniach sadowników

nadal nie będzie. Oby, więc „Eski-

mos” nie zapadł w zimowy sen.

To analiza i propozycja na dziś. O

działaniach w dłuższej perspekty-

wie warto będzie rozmawiać

m.in

.

na licznych zimowych spotkaniach

sadowniczych, ale też w domowym

zaciszu, gdzie często podejmowane są

decyzje o przyszłości naszych gospo-

darstw.

Mirosław Maliszewski

Prezes Związku Sadowników RP

Poseł na Sejm RP

Tragiczna sytuacja polskich sadowników trwa. Trwają też rozmowy i szukanie przyczyn tego stanu.

Jedni mówią, że winne są zagraniczne przetwórnie, drudzy, że brak eksportu, trzeci, że ogromne na-

sadzenia z poprzednich lat. Inni wskazują winnych wśród grup i firm handlowych, kolejni mówią,

że wszystkiemu winna jest Unia Europejska i politycy.

Znaczenie jabłek

przemysłowych

www.konstrukcje-sadownicze.pl

Tyczki bambusowe:

- Tyczki gęstokolankowe

- Tyczki gładkokolankowe

Druty sadownicze:

- Crapal

* ARBOLU 3,00 mm, 2,7 mm, 2,4 mm

* TOP50 3,15 mm, 2,8 mm, 2,5 mm

BIURO / MAGAZYN

Bądków 63,

05-610 Goszczyn

ecco@onet.pl

tel. 606 629 535

www.konstrukcje-sadownicze.pl

- wiercenie otworów

- wkładanie słupów

- wciskanie słupów/pali o wys. do 4m

- wykonanie otworów wibromłotem

Usługi

minikoparką

Kubota:

- Słupy betonowe i strunobetonowe

- Pale drewniane impregnowane ciśnieniowo

- Akcesoria

WYRYWANIE KARP