W jakim stopniu spółka Eskimos pomogła sadownikom?
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Czytany 14560 razy
- Wydrukuj
Sadownicy są sami sobie winni, bo nie pomogli Ministrowi Rolnictwa – taki zarzut wobec środowiska sadowniczego postawił 3 lutego br. Dominik Zawadzki występując na zjeździe wojewódzkim rolniczej Solidarności w Ożarowie Mazowieckim.
Pan Dominik oskarżył także sadowników o nielojalność wobec spółki Eskimos i dostarczanie owoców do podmiotów, które oferowały konkurencyjne ceny w grudniu 2018 r.
Uwiarygodniając swoje wystąpienie posiłkował się pytaniami do kolegów z sali -„prawda kolego Adolfie?, prawda kolego Wiesławie?”.
Nasuwa się pytanie, komu zależy na skłóceniu środowiska związkowego?
Obarczanie winą sadowników, że nie wstrzymali się ze zbiorem i sprzedażą jabłek przemysłowych do grudnia jest zwykłym draństwem. Tym bardziej bulwersujące jest to, że zarzut taki stawia sadownik, który nie mając autorytetu i jakichkolwiek szans na sukces w macierzystej gminie Tarczyn kandydował do rady powiatu grójeckiego z gminy Pniewy.
Szacunek dla mieszkańców gminy Pniewy za to, że nie obdarzyli zaufaniem takiej wrednej dla sadowników osoby. Gdyby nie obywatelska postawa mieszkańców z okręgu nr 2 w wyborach samorządowych, mielibyśmy w radzie powiatu grójeckiego „spadochroniarza” z powiatu piaseczyńskiego.
Rok 2018 nie był przyjazny dla producentów owoców pod względem cenowym. Jesień przyniosła całkowitą katastrofę. Ceny jabłek przemysłowych spadły poniżej 10 groszy za kilogram. Na spotkaniu w Błędowie minister Jan Krzysztof Ardanowski przedstawił zasady interwencyjnego skupu jabłek przemysłowych przez firmę Eskimos.
W sercach sadowników zapaliła się iskierka nadziei na lepszą cenę. Zgłaszały się podmioty skupowe chcące nawiązać współpracę w Eskimosem. Z terenu gminy Jasieniec zgłosiłem pięć takich podmiotów, informując o tym fakcie zainteresowanych sadowników. Mijały dni i tygodnie na wymianie pism i ofert. Wreszcie pojawił się wzór umowy z takimi wymogami jakościowymi jak na owoce exportowe. Wiele podmiotów w obawie przed wygórowanymi wymogami jak na jabłko przemysłowe zrezygnowało z podpisania umowy. Podmioty, które zdecydowały się na podpisanie umowy z Eskimosem rozpoczęły skup na większą skalę dopiero w grudniu.
Skup interwencyjny (500 tys. ton) miał z założenia wpłynąć na wzrost ceny oferowanej sadownikom przez podmioty skupowe oraz udowodnić, że przy cenie 25 gr. za kilogram jest możliwa opłacalna produkcja koncentratu jabłkowego i sprzedaż go na światowym rynku.
Wnikliwa analiza sytuacji na rynku pozwala na postawienie kilku wniosków.
Skoro spółka Eskimos mająca wsparcie rządowe nie poradziła sobie ze zmową zakładów przetwórczych, to sami sadownicy stoją na straconej pozycji wobec zmów cenowych.
W Polsce nie było klęski urodzaju. Po prostu, było dużo owoców, ale przy obecnym potencjale przetwórczym zlokalizowanym w naszym kraju i pracy zakładów na pełnych obrotach, jabłek przemysłowych zabrakłoby już na początku listopada.
Zakłady przetwórcze będące w zmowie pracowały na pół gwizdka tworząc sztuczne kolejki po to, aby zaniżyć katastrofalnie cenę.
Biorąc pod uwagę fakt, że owoce zawierały więcej cukru niż zwykle (sprzyjające warunki atmosferyczne) zakłady zrobiły interes życia na polskich jabłkach.
Niepowodzenie akcji skupu interwencyjnego jest wynikiem ewidentnej zmowy zakładów przetwórczych z kapitałem zagranicznym. Była to otwarta wojna nie tylko z sadownikami, ale i z rządem RP. Mając do dyspozycji odpowiednie służby nadeszła pora na wyciągnięcie zapowiedzianych przez pana ministra konsekwencji w postaci zwrotu dotacji unijnych i krajowych. Następnym etapem mogłaby być repolonizacja tych zakładów. Środowisko sadownicze oczekuje na konkretne działania. Poparcie dla konkretnych, dobrych dla Polaków kierunków działania obecnego rządu jest duże. Wieś to też Polska, nie pozwolimy na to, abyśmy byli traktowani jak ubodzy krewni. Stanowczo protestujemy przeciwko fałszywym oświadczeniom, że zrealizowany przez spółkę Eskimos program stabilizacji cen na rynku jabłek odniósł zamierzony skutek. Prawda jest zupełnie inna. Sadownicy zostali zmuszeni do zbycia 90% wyprodukowanych jabłek przemysłowych, a właściwie oddania ich za darmo, w obawie przez degradacją mikroklimatu w sadzie w przypadku zostawienia ich na drzewach. Obecnie jest duże zapotrzebowanie na globalnym rynku na koncentrat jabłkowy. Wobec skandalicznie niskiej ceny oferowanej za jabłka na eksport, sadownicy decydują się na przeznaczenie ich na przemysł w cenie 30 gr za kilogram. Czy przy tym poziomie cen, sadowników będzie stać na odtworzenie produkcji w przyszłym roku? Wątpię w to. Chyba, że zadziała magia bzdur opowiadanych przez pana Dominika i jego kolegów.
Leszek Kumorek
Przewodniczący Sekcji Ogrodniczej NSZZ RI „Solidarność”