Czy chińczycy zjedzą nasze jabłka?
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Czytany 16119 razy
- Wydrukuj
Od dłuższego czasu patrzyliśmy z optymizmem na rynek chiński, jako potencjalnego odbiorcę naszych owoców, głównie jabłek. Dlatego już od ponad trzech lat wspólnie z Państwową Inspekcją Ochrony Roślin i Nasiennictwa zabiegaliśmy o podpisanie protokołu bilateralnego umożliwiającego wymianę handlową między naszymi krajami – podkreśla Mirosław Maliszewski, Prezes Związku Sadowników RP.
Warto w tym miejscu podkreślić, że cała procedura trwała tylko trzy lata od momentu złożenia przez nasz kraj wniosku, którego inicjatorem był Związek Sadowników RP. Była ona jedną z najkrótszych spośród innych państw świata! Nowa Zelandia o taką możliwość zabiegała niemal 10 lat!
- Pierwsze spotkanie miałem możliwość odbyć w tej sprawie wspólnie z Ministrem Rolnictwa i Rozwoju Wsi w kwietniu 2014 r. podczas którego został podpisany list intencyjny ws. eksportu polskich jabłek do Chin – podkreśla M.Maliszewski. Jesienią ubiegłego roku wspólnie z Unią Owocową gościliśmy delegację przedstawicieli chińskich służb fitosanitarnych, którzy kontrolowali sady i grupy producenckie. Kolejnym etapem procedury było sporządzenie przez nich protokołu, który jak widać był bardzo pozytywny. Ostatnim etapem były bezpośrednie rozmowy w Pekinie z przedstawicielami AQSIQ (odpowiednik polskiego PIORiN) w których uczestniczyli M. Maliszewski i D. Wiraszka - z-ca Głównego Inspektora.
- To nie były łatwe rozmowy - podkreśla Mirosław Maliszewski. W podobnych miałem możliwość brać udział w Rossielchoznadzorze, kiedy Federacja Rosyjska nałożyła na nasz kraj embargo. Gospodarz spotkania wyznacza czas 10-15 min. na rozmowę, podczas której trzeba w bardzo konkretny i stanowczy sposób przedstawić swoje racje. Cały czas mając świadomość odpowiedzialności jaką się bierze za całą branżę sadowniczą. – zauważa Prezes Związku Sadowników RP. Wszystkie te czynniki dają podstawę sądzić, że nasz kraj jest traktowany, jako bardzo poważny partner w biznesie z Chinami. Chiny są otwarte na import polskich jabłek - deklaruje chiński minister Zhi Shuping, odpowiedzialny za jakość żywności. - Otwieramy drzwi, cała reszta należy już do przedsiębiorców - mówi i dodaje, że chińscy konsumenci znają polską żywność i wiedzą, że jest bezpieczna. W tym miejscu warto się zastanowić, czy przedsiębiorcy są przygotowani do eksportu na tak dalekie i odmienne rynki? Czy konsumenci przekonają się do innego, ale w naszym odczuciu lepszego, słodko-kwaśnego smaku jabłek?
- Wszystko wskazuje na to, że tak. Musimy jednak pamiętać, że taką szansę mamy tylko raz i nie możemy jej zmarnować. Jedna wysyłka złej jakości jabłek, może nam odciąć drogę do dobrego biznesu, który w pewien sposób może nas uniezależnić od Rosji. Mówię w pewien sposób, bowiem wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że rynku rosyjskiego nie uda nam się zastąpić z różnych względów. Przede wszystkim z uwagi na odległość dzielącą nasze kraje. A także odmian, których produkcję przez lata dostosowywaliśmy pod rosyjskiego konsumenta - podkreśla M. Maliszewski.
Nie bez znaczenia w tym zakresie jest prowadzona od dwóch lat przez Związek Sadowników RP i Unię Owocową kampania informacyjno-promocyjna pt. „Europejskie jabłka dwukolorowe”. Ma ona na celu przekonanie konsumentów i uświadomienie im, że polskie jabłka są przede wszystkim bezpieczne dla konsumenta, doskonałej jakości, a ponadto mają niepowtarzalny słodko-kwaśny smak.
Chiny to największy producent jabłek na świecie, ale liczący ok. 1,4 miliarda ludności co powoduje, że rodzima produkcja nie jest w stanie zagospodarować stale rosnącego popytu na te owoce. Wobec czego Państwo Środka zmuszone jest importować jabłka z innych części świata, głównie z: Chile, USA, Nowej Zelandii, Francji i Argentyny. Więc dlaczego nie z Polski? Wydaje się, że w sezonie 2016/2017 już nic nie będzie stało na przeszkodzie, aby polskie jabłka na stałe zagościły na stołach chińskich konsumentów.
Szacujemy, że ten rynek może wchłonąć nawet kilkaset tysięcy ton rocznie, choć zaczniemy pewnie od kilkudziesięciu. Wszystko zależy od warunków eksportu. Do Rosji wysyłaliśmy od 400 tys. ton do nawet 1 mln w szczytowym momencie. Chcemy też eksportować nasze przetwory oraz cydr – podkreśla Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP.
Agnieszka Dywan