Samorząd to służba
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Czytany 8046 razy
- Wydrukuj

WYWIAD PRZEDWYBORCZY: Wywiad z Markiem Ścisłowskim, starostą grójeckim.
Panie Starosto, jaki wynik, Pana zdaniem, osiągnie PiS w wyborach do rady powiatu grójeckiego?
Myślę, że koledzy i koleżanki z PiS osiągną nie gorszy wynik niż w poprzednich wyborach (10 mandatów – red.). Mam nadzieję, że zdobędą tyle mandatów, żeby mogli samodzielnie sprawować władzę i będą mogli wziąć pełną odpowiedzialność za wszystkie sprawy.
A nie uważa Pan, że listy PiS do rady powiatu nie są tak silne jak cztery lata temu?
Nie wydaje mi się, żeby te listy były słabsze.
Czy jest Pan trochę zły na swoją partię, że zakazała kandydować do dwóch samorządów? Wówczas mógłby Pan się ubiegać nie tylko o stanowisko burmistrza, ale i o mandat radnego powiatu.
Myślę, że jest to dobre rozwiązanie. Uważam jednak, że powinno za tym iść wprowadzenie dwukadencyjności w tej formie, o której mówiło się na początku. Powinna ona zatem objąć już poprzednie kadencje, a nie dopiero przyszłe.
Za nami burzliwa kadencja. Jak Pan spojrzy z perspektywy czasu na te cztery lata, to czego Pan najbardziej żałuje?
Niczego nie żałuję. Te cztery lata, które tak szybko upłynęły, były sukcesem powiatu.
No to proszę powiedzieć, z czego jest Pan najbardziej dumny. Która inwestycja lub decyzja szczególnie wprawia Pana w dobry nastrój?
Rozpiera mnie duma z tego, że w tak dobrej grupie ludzi – bo klub PiS był najsilniejszym klubem w radzie powiatu – dzięki zrozumieniu i właściwemu podejściu do problemów udało się wiele zrealizować. A nie było łatwo, bo względy polityczne decydują często, że współpraca na linii powiat – gmina nie zawsze była dobra, mimo że wykonujemy przecież podobne zadania.
Mógł Pan coś zrobić, by współpraca z opozycją w radzie powiatu wyglądała lepiej?
Nie da się nic zrobić z ludźmi, którzy nie przejawiają woli współpracy. Przez cztery lata hałaśliwa opozycja nie zgłosiła żadnego projektu ani pomysłu, który można byłoby wprowadzić w życie.
Zostawmy na razie temat opozycji. Czy jest Pan zadowolony z tego, co udało się zrobić w grójeckim szpitalu? Bo są jakieś inwestycje, ale pacjenci narzekają tak, jak narzekali 10 lat temu.
Jestem bardzo zadowolony, mimo że w szpitalu spotkaliśmy wiele problemów to po czterech latach mogę powiedzieć, że ten czas nie został zmarnowany.
Musimy pamiętać, że jesteśmy powiatem, który ma dwa szpitale i o obydwa musimy jednakowo dbać. Sytuacja w służbie zdrowia w całym kraju jest znana. Myślę, że największym sukcesem jest to, że udało się je uratować. Bo nie ukrywam, że na początku kadencji, w 2015 roku, uratowanie szpitala grójeckiego było naszym głównym problemem. Były pomysły wprowadzenia operatora zewnętrznego. Ale my, jako Prawo i Sprawiedliwość, stanowczo byliśmy przeciwko temu pomysłowi. Podjęliśmy się naprawy sytuacji i nam się to udało. Co więcej, w ciągu tych czterechlat w oba szpitale zainwestowaliśmy około 20 milionów złotych. Te zadania, które zrealizowaliśmy, przyniosą spodziewane efekty. Proszę zauważyć, jaka była skala spustoszenia w obu lecznicach, że dziś jeszcze te efekty nie są tak widoczne i odczuwalne.
Podjęliście się budowy szpitalnego oddziału ratunkowego (SOR) wraz z lądowiskiem dla helikopterów. O ile powstanie SOR-u nie budzi kontrowersji, o tyle lądowisko już tak. Przecież helikoptery ratunkowe mogłyby lądować choćby na płycie boiska Mazowsza.
Budowa SOR jest inwestycją strategiczną, która ulokuje nasz szpital w sieci szpitali na bardzo mocnej pozycji. Nie mogę się zgodzić z tymi oponentami, którzy twierdzą, że głównym celem tej inwestycji jest lądowisko dla helikopterów. To ogromna szansa dla szpitala. SOR będzie służył do ratowania życia i zdrowia mieszkańców w sytuacjach nagłych. Natomiast budowa lądowiska jest jednym z elementów wymaganych, by otrzymać dofinansowanie na realizację zadania. Będzie ono kosztować 13,8 mln zł, z czego tylko 0,8 mln zł przeznaczymy na lądowisko.
Czy Was po prostu stać na to zadanie? Otrzymacie dofinansowanie, ale wkład własny też trzeba mieć.
Zacznijmy od tego, w jakiej sytuacji zastaliśmy powiat. Zadłużenie sięgało 40 mln zł, szpital grójecki miał zobowiązania na poziomie 12,7 mln zł, a nowomiejski na poziomie 13 mln zł. Do tego jeszcze dochodziła konieczność zwrotu ponad 3 mln zł tytułem nienależnie pobranej subwencji oświatowej. Dziś sytuacja jest zupełnie inna. Teraz zadłużenie wynosi już tylko 29 mln zł. Ponadto, znacznie wzrosły dochody powiatu – z 85 mln zł do ponad 100 mln zł.
Czy nas stać? A czy było powiat stać na budowanie Centrum Edukacyjno-Muzealnego w Warce? Czy było nas stać na budowę izby przyjęć z blokiem operacyjnym w szpitalu nowomiejskim? W dodatku odziedziczyliśmy te zadania w spadku po poprzednikach i musieliśmy je dokończyć, bo zostały przez nich rozgrzebane. Uważam, że budowa SOR-u jest potrzebna, że mieszkańcom należy się lepszy poziom świadczeń medycznych. I w tych kategoriach powinniśmy to rozpatrywać.
Jedną ze sztandarowych inwestycji drogowych była budowa drogi Huta Błędowska – Błędów. Opozycja mówi o niedociągnięciach, a nawet o przekrętach. Zarzuca się Wam, że przy okazji realizacji tego zadania wybudowaliście jeszcze jedną drogę, od Huty Błędowskiej w kierunku Lasu Trębaczewskiego. Sprawa trafiła do prokuratury, która odmówiła wszczęcia śledztwa, ale jednocześnie nie wyjaśniła, skąd wziął się asfalt na niewielkiej drodze. Jak Pan skomentuje tę sprawę?
Szkoda czasu na dyskusję na temat rzekomych przekrętów. Prokuratura nie znalazła podstaw do wszczęcia śledztwa. A inwestycji sztandarowych mamy sporo, bo przecież zmodernizowaliśmy również drogę przez Zbroszę Dużą na terenie gminy Jasieniec, przebudowaliśmy drogę powiatową Konary Podgórzyce na terenie gminy Warka. Zresztą na inwestycje na drogach przeznaczyliśmy w ciągu 4 lat ponad 35 mln zł. Za te pieniądze wyremontowaliśmy i przebudowaliśmy 40 kilometrów dróg. Z remontem drogi w Katarzynowie powiat nie miał nic wspólnego. Proszę pytać tych, którzy za to zadanie odpowiadają.
Jak Pan ocenia swoje szanse w rywalizacji o urząd burmistrza Mogielnicy? Przeciwnik – mówię o obecnym burmistrzu – jest przecież bardzo silny.
Mam zupełnie inny program dla Mogielnicy niż to, co oferuje w ostatnich latach pan burmistrz. Na spotkaniach z mieszkańcami będę prezentował swoje pomysły. Nie chciałbym jednak oceniać swoich szans. Gdybym nie liczył na poparcie, nie wystartowałbym w wyborach.
Myślę, że w Mogielnicy nadszedł czas na zmiany, bo wiele spraw nie idzie w dobrym kierunku. Nie widać np. sukcesów w pozyskiwaniu środków zewnętrznych, a kiedyś – przypomnę – było to chlubą gminy. Budzi to pewien niepokój i słuszne niezadowolenie wśród mieszkańców.
Jakie zmiany proponuje Pan mieszkańcom?
Na przykład poszukiwanie inwestorów, którzy mogliby stworzyć nowe miejsca pracy na terenie gminy. W gminie w ostatnim czasie doszło do sprzedaży atrakcyjnych terenów. To ogranicza możliwości inwestycyjne samorządu. Uważam, że przez ostatnie lata obecny burmistrz nie zrobił nic, by pozyskać inwestora zewnętrznego. Jako nauczyciel nie zadbał również o właściwy rozwój oświaty, o godne wynagradzanie nauczycieli, o właściwe wykorzystanie stworzonej wysiłkiem całego społeczeństwa bazy sportowej. Jest wiele dziedzin życia społecznego, w których nastąpiła stagnacja np. służba zdrowia, bezpieczeństwo publiczne, rekreacja, pomoc ludziom starszym, których w gminie stale przybywa.
W trakcie kampanii wyborczej ciągle przewija się temat Pana konfliktu z burmistrzem. Może kampania powinna zostać skierowana na inne tory?
Ja nie odnoszę się do sytuacji w gminie przez pryzmat konfliktu pomiędzy mną a burmistrzem. Myślę, że temat ten jest nagłaśniany przez otoczenie burmistrza aby odwrócić uwagę od istotnych problemów pojawiających się w gminie. Mnie interesuje mój program i moja propozycja. Mówię o inwestycjach w nowe miejsca pracy, o lepszej oświacie, o lepszej służbie zdrowia i o poprawie bezpieczeństwa. To moje priorytety. Jest wiele możliwości pozyskiwania środków. A działania, jakie są podejmowane w roku wyborczym w gminie Mogielnica, nie mają nic wspólnego z gospodarnością i racjonalizacją wydatków.
Atutem przeciwnika jest doświadczenie w zarządzaniu gminą, znajomość samorządowych ścieżek. A czym Pan może przekonać wyborców? Jakie są Pana atuty?
Chciałbym podkreślić jedną rzecz. Różnię się od pana burmistrza tym, że ja nie traktuje samorządu jako władzy, lecz jako służbę. Chcę władzę oddać społeczeństwu. To od mieszkańców powinna wychodzić inicjatywa, w jakim kierunku gmina powinna podążać. Nie idę do gminy po to, by mówić, że ja wszystko wiem lepiej, nie traktuję radnych jak maszynki do głosowania. To są ludzie, którzy przychodzą z problemami mieszkańców i należy ich traktować poważnie. Nie można mieszkańcom sołectwa przez 20 lat proponować wodociągu, a budować plac zabaw. Przykładów takich działań w gminie w ostatnich latach jest coraz więcej. W gminie 1/3 miejscowości nie ma wodociągu, a ponad 60% nie posiada kanalizacji.
Wspomniał Pan o samorządowych ścieżkach. Wydaje mi się, że pan burmistrz zabłądził na tych ścieżkach, na których można pozyskać środki zewnętrzne? Natomiast my w starostwie pozyskaliśmy duże dofinansowanie. Już wkrótce przekażę mieszkańcom folder, w którym przedstawię informacje, ile dobrego zrobiliśmy w tym czasie dzięki pozyskiwaniu środków głównie na drogi i służbę zdrowia, ale także na oświatę, pomoc społeczną.