Walka o przyszłość sadownictwa
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Czytany 5810 razy
- Wydrukuj

Kolejne protesty sadowników w związku z katastrofalną sytuacją na rynku owoców. Najpierw demonstrowali w Warszawie, potem w Kozietułach Nowych.
Drugiego sierpnia sadownicy zgromadzili się pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów w Warszawie. Producentów do stolicy przywiodły przede wszystkim bardzo niskie ceny skupu owoców i brak – ich zdaniem – konkretnych działań rządu w kierunku poprawy tej sytuacji. Sadownicy domagają się m. in. skutecznych działań przeciwko zmowie cenowej, którą – według nich – stosują zakłady przetwórcze, wdrożenia wieloletnich umów kontraktacyjnych czy ułatwienia procedury zatrudniania cudzoziemców do prac sezonowych.
Z protestującymi rozmawiał wiceminister rolnictwa Rafał Romanowski, który zaprosił ich na spotkanie 13 sierpnia. – Będziemy rozmawiać między innymi o umowie kontraktowej i o sposobach dochodzenia do ceny, bo to będzie spotkanie nie tylko Związku Sadowników, ale wszystkich organizacji, które zajmują się produkcją owoców miękkich, jak również przetwórców – powiedział Romanowski.
Pokazać siłę
Dzień później grupa młodych osób z Inicjatywy Młodzi dla Sadownictwa zorganizowała strajk ostrzegawczy pod przetwórnią Döhler w Kozietułach Nowych. Pod zakładem pojawiło się ponad 100 sadowników. – Nie możemy dalej dopuszczać do tego, żebyśmy byli tak traktowani, żeby się działo to, co się dzieje, żeby cena nie pokrywała kosztów produkcji i zbioru. A inni zarabiają, sprowadzając koncentrat jabłkowy z Turcji i prowadząc politykę nie fair w stosunku do nas – powiedział podczas protestu Mateusz Dąbrowski, jeden z twórców Inicjatywy Młodzi dla Sadownictwa. – Słyszymy, że strajki nie przyniosą żadnych efektów. To co mamy zrobić? Usiąść i płakać? Albo oddawać jabłka po 7 gr.? Musimy pokazać swoją siłę. Jeśli nie będziemy walczyć o swoje prawa i godność, będziemy sami sobie winni – mówił.
Z kolei Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP, podkreślał, że niskie ceny skupu nie mają uzasadnienia. – O ile w Europie w każdym kraju zbiory będą większe, o tyle niektórzy mówią, że w Chinach, gdzie normalnie produkuje się 40 mln ton jabłek, straty przymrozkowe wyniosły 50%. To oznacza, że na rynku nie ma 20 mln ton jabłek – stwierdził.
Głos zabrał również Paweł Kazana, sadownik z podgrójeckiego Marianowa. Podkreślał brak jedności w sadowniczej branży. – Jabłka przemysłowe zrzucam na ziemię i są one koszone. Ale na mojej wsi robi tak tylko dwóch gospodarzy. Pozostali zbierają, wiozą na skupy i oddają po 15 gr za kilogram. W ten sposób podcinają swoją gałąź. A przecież można te jabłka zebrać i przetrzymać w skrzyniach przez 2 tygodnie – powiedział.
Trójstronne rozmowy
Przedstawiciele Inicjatywy Młodzi dla Sadownictwa sporządzili też list otwarty do szefostwa zakładu Döhler. „Nie damy się zagłuszyć i idziemy o krok dalej, dlatego spotykamy się dziś w miejscu, w którym zapadają decyzje dotyczące cen naszych produktów. […] Nie poddamy się bez walki, nie pozwolimy, by ciężka praca wielu pokoleń została zmarnowana, dlatego też wnosimy o trójstronne rozmowy pomiędzy sadownikami, przetwórcami i przedstawicielami rządu” – brzmią fragmenty listu.
Z tym listem trzyosobowa delegacja udała się do zakładu Döhler. Przekazali go na ręce dyrektora przetwórni, który poinformował ich, że od 4 sierpnia firma będzie płacić 35 groszy za kilogram jabłka przemysłowego (zatem na skupach cena powinna wynosić co najmniej 30 gr/kg). Dotyczy to jednak tylko odmian, które nadają się do zbioru. Stawka ta nie obejmuje natomiast tzw. „przerywki” (niedojrzałych jabłek, które usuwa się, gdy na drzewie jest za dużo owoców), którą zakład nie jest zainteresowany.
– Jeśli chodzi o jabłko przemysłowe, wiemy tylko to, co jest jutro. Nie wiemy, jak długo ta cena się utrzyma – podkreślał Mateusz Dąbrowski po rozmowie z dyrektorem zakładu.
Jeżeli dotychczasowe działania nie przyniosą efektu, sadownicy nie wykluczają strajku okupacyjnego polegającego na blokowaniu bram wjazdowych do największych przetwórni w Polsce.
Dominik Górecki